Droga ku zbawieniu bywa kręta i łatwo zgubić szlak. Przekonałem się o tym na własnej skórze. Wychowywałem się w dobrej, katolickiej rodzinie z tradycjami. Jako dziecko zawsze byłem raczej religijny, co wieczór zmawiałem pacierz i chociaż nie odstawałem bardzo od innych dzieci, z czasem coraz bardziej interesowałem się filozofią i kwestiami związanymi z wiarą. Jako nastoletni młodzieniec przeczytałem już wiele ważnych książek, w tym dużą część Biblii. Nie byłem jednak na to gotowy. Brak zrozumienia zrodził rozgoryczenie i odwróciłem się od swojej wiary.
Właściwa książka pomoże nam wyjść z grzechu
Życie bez Chrystusa jest straszne. Jako szesnastoletni chłopak nie zdawałem sobie jeszcze sprawy z tego, w jak ciemnej dziurze się znalazłem. Uczyłem się dobrze, trafiłem do renomowanego liceum, brakowało w moim życiu miejsca jedynie dla Boga. Próbowałem tłumaczyć wiarę jako antropologiczny fenomen, jako coś, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Wydawało mi się, że chrześcijaństwo wywodzi się z tego samego źródła co wszelkie mity, czyli z potrzeby tłumaczenia sobie przez ludzi zjawisk, których nie rozumieją. Stoczyłem się bardzo bez Boga, wydawało mi się, że do wszystkiego mogę dojść sam, ale z biegiem lat zacząłem odczuwać coraz większą pustkę w środku. Miałem dużo szczęścia, gdy na mojej drodze pojawiła się książka katolicka – bestseller z dziewiętnastego wieku, „Moby Dick”. Powiedział mi o niej przyjaciel, który, o ironio, sam był wówczas niewierzący. W książce tej znalazłem odpowiedzi na wiele trudnych pytań, które mnie nurtowały. Walka z wielorybem jest metaforyczna. Podróż w poszukiwania legendarnego Moby Dicka jest w gruncie rzeczy poszukiwaniem samego siebie. Cała książka przepełniona jest katolicką symboliką. Pojawia się w niej mnóstwo niesamowitych odniesień do filozofii i teologii, które trudno jest znaleźć niewprawionemu czytelnikowi. Ja odebrałem niezbędne ku temu wykształcenie, ale nawet jeśli nie uchwycimy wszystkich ukrytych odniesień, na pewno podświadomie poczujemy, jak wielka jest moc tej książki. Chwali ona Boga i można to poczuć całą swoją duszą.
Nie wiem co by było ze mną, gdybym nie trafił na „Moby Dicka”. Widać jednak Bóg miał wobec mnie plan i czuwał nade mną prze cały ten czas, kiedy stoczyłem się i porzuciłem wiarę mych rodziców. Teraz żałuję tego mrocznego czasu w moim życiu, ale wyciągnąłem z tego cenną lekcję i lepiej rozumiem samego siebie. Dowiedziałem się z katolickich książek i z własnego życia, że nie ma prawdziwej miłości i szczęścia bez Boga. Niezależnie od tego jednak, jak bardzo zbłądzimy, on zawsze przyjmie nas z powrotem.